Posty

Wyświetlanie postów z 2004

przesłuchanie...

byłam na policji, wezwana jako świadek, a przesłuchiwana pod kilkoma zatrzutami... nigdy w życiu nie miałam do czynienia z policją... nigdy nie byłam posądzana o takie rzeczy... jestem przykładem na to jak za pieniądze i układy można zgnoić człowieka... policjant był dziwny, kręcił, zmieniał moje wywpowiedzi w protokole, i niby byłam wcześniej pouczona, że mogę nie podpisywać, że mogę się nie zgodzić z tym co napisał i mimo tego, że próbowałam go poprawiać, on i tak zrobił swoje, ostrym tonem powiedział, żebym go nie pouczała, bo wie co ma pisać... tak mnie zamotał, tak zakręcił, ze w sumie i tak jak ta debilka podpisałam to co chciał, a jeszcze kilka dni temu wydzierałam się za to samo na męża... czuję się jakby ten "pseudofunkcjonariusz" zjadł mnie, przetrawił i wydalił...  popłakałam się po powrocie do domu, bo prawniczka znowu będzie miała do mnie pretensję, że psuję jej robotę i że chcę zaprzepaścić wszystko...

wiek nie gra roli...

jeśli ktoś ma ciekawą osobowość, jest inteligentny, a konwersacja z nim to czysta przyjemność to jakie znaczenie ma wiek rozmówcy?  to samo jest z wyglądem...  ja uwielbiam poznawać nowych ludzi i rozmawiać z nimi (o wszystkim i o niczym), ale musi to być ktoś z kim nie będę czuć, że czas płynie a rozmowa męczy...  ...czasem już po pierwszych kilku linijkach wiem czy będę dalej rozmawić czy też nie... kiedy poznałam pana z notki pt.: "przyjaciele?", nie wiedzialam ile ma lat i w ogóle nie odczułam różnicy wieku między nami, na początku strasznie fascynowała mnie jego osoba, czasem potrafiliśmy rozmawiać non stop od 20-21-szej do 3-4 nad ranem...  to ile on ma lat nie oznacza, że nie lubie rozmawiać z osobami w moim wieku lub młodszymi(jeśli są interesujące)...  nigdy nie nazwałabym w/w osobnika prawdziwym przyjacielem, bo nigdy nim nie był, ale był moim " wirtualnym przyjacielem " (jak wiadomo wirtualny to nieprawdziwy) i zawsze słuzył mi radą, itd., a ja przedwczor

wczoraj

wczoraj wysłałam email'a do X choć nie powinnam była... dziś żałuję... kiedy dopada mnie dołek powinni mnie odizolować od komputera i dać silne środki nasenne... a mąż wpada coraz częściej do domu... teoretycznie jest lepiej, ale... ...za to w łóżku, jesteśmy odważniejsi (być może dlatego, że musimy intensywnie wykorzystać każdą nadarzającą się okazję,jak za dawnych czasów)-tylko nie wiem ile w tym uczuć, a ile biologii, ale mi się podobało...

pierwszy śnieg

zima jak zwykle zaskoczyła drogowców, bo z naszego osiedla jak zwykle trudno wyjechać, a jazda w centrum to podobo koszmar... dzisiaj cały ranek spędzilismy z dziećmi na dworze... miały wielką radochę biegając po śniegu i lepiąc baławana... śnieg tak nas zasypał, że przez okna w kuchni nic nie widac, bo zaspa zasłania wszystko... naszym drzewkom połamały się gałęzie pod ciężarem wilgotnego śniegu, więc musiałam je dziś trochę uwolnić od tego obciążenia...  mąż przyjechał "w odwiedziny" na kilka godzin- niby staraliśmy się być dla siebie mili, ale ja czuję coraz większy dystans i coraz mniej uczuć...  czuję się coraz bardziej samotna... on też... chyba przesadziliśmy z tą pogonią za dobrami materialnymi,  walką o swoje  i słuchaniem rad prawników(którzy prawdę mówiąc mają nas gdzieś) bo przypłacimy to naszym związkiem... w dodatku mąż dostał wczoraj wezwanie na komisariat- pewnie w związku z naszą sprawą... już nie chce mi się nawet myśleć na ten temat...

tragikomedia rodzinna...

dialog pomiędzy teściem i zięciem miejsce akcji : mieszkanie w trakcie remontu... zięć :- krzywo tniesz tą płytkę ... teść : nie wkurwiaj mnie pedancie jeden!!! jak wy się dogadujecię z tą moją córką? pedant i katastrofistka?!  komentarz: mój tata baaaardzo rzadko używa wulgarnych słów....  ...gdy mąż mi o tym opowiadał, parsknęłam śmiechem(już dawno się tak nie uśmiałam), bo miał rację...

dręczące sny...

oboje z mężem zaczynamy od nowa...  on się stara, ja się staram... oboje staramy się starać...  chcę żeby w końcu nam się ułożyło, bo przecież się kochamy(chyba?)... ale dzisiaj w nocy śnił mi się mężczyzna(nie był to mój mąż), przyszedł do mnie do pracy, a ja kazałam mu wyjść, ale na pożegnanie pocałowaliśmy się delikatnie w usta... to był niesamowity pocałunek... to nie był mój pierwszy sen z tym mężczyzną(z kimś kogo znałam dawno, dawno temu, ale między nami nigdy nic się nie wydarzyło....) ...obudziłam się i zaczęłam walić się pięścią w głowę, żeby wybić sobie takie myśli... sama nie wiem skąd w ogóle taka scena pojawiła się w moich snach... przecież między mną i mężem jest lepiej!! chcę być z moim mężem, chcę byśmy razem tworzyli rodzinę(my i nasze dzieci)... jak pozbyć się takich snów? to są w ogóle jakieś nierealne myśli, głupie sny, ale dlaczego w mojej głowie? chciałabym móc powiedzieć o tym mężowi, żeby "być w porządku" w stosunku do niego, ale nie mogę, bo wiem że

po 10ciu latach

właśnie dowiedziałam się, że moja klasa z liceum zorganizowała w lipcu spotkanie absolwentów "po 10 latach" (w knajpie...)  o mnie zapomnieli (jak zwykle, przecież mieli do mnie telefon...) pociesza mnie jedynie myśl, że nie byłam jedyną niezaproszoną osobą... i tak pewnie bym nie poszła, gdybym wiedziała kto będzie zaproszony, a kto nie, bo nie znosiłam tej paczki nadętych buców z "lepszych rodzin"...  ale mimo wszystko jest mi przykro...

spotkanie...

nie mam o czym pisać, bo nic specjalnego się nie wydarzyło... dręczą mnie myśli, które chciałabym wyrzucić z głowy, ale nie umiem tego zrobić...  a wczoraj spotkałam pewnego kolegę, widać było "ból na jego twarzy" gdy ze mną rozmawiał(nie miał ochoty na rozmowę i szukał pretekstu, żeby ją zakończyć), a ja "perfidna małpa" ciągnęłam go za jezyk z premedytacją, bo bawiło mnie to...  ...zawsze był strasznie dziki, na uboczu, siedział gdzieś w kątku i z nikim nie rozmawiał, a ja go czasem zaczepiałam... dla zabawy... ...kiedyś sądziłam, że był zbyt nieśmiały, żeby kogoś zaczepić, ale wczoraj dostrzegłam u niego coś w rodzaju pogardy dla mojej osoby, bo on niby taki inteligentny, a ja nie(razem chodziliśmy do podstawówki, liceum i na studia...), wczoraj zauważyłam, że to jednak nie jest nieśmiałość, on ma się za kogoś lepszego...  i poczułam się głupio, bo kiedyś sądziłam, że w sumie mnie lubi i lubi moje zaczepki... ale myliłam się... ja go lubiłam... 

stanowcza mama...

wieczorem oglądam sobie jakiś dziennik, a że mówią o czymś ciekawym, nawet nie zauważam, że moja 4,5 letnia córcia instaluje w odtwarzaczu wideo jakąś kasetę i chce ją uruchomić... - Żabcia, co robisz? -puszczam bajkę - kochanie poczekaj kilka minutek, bo mamusia chce obejrzeć ten program ... - ale ja chcę obejrzeć teraz tą bajkę (jest zła, że wcześniej nie zwracałam na nią uwagi)  - daj mamusi kilka minutek i obejrzysz ją sobie potem - ale mamuś sama mówiłaś, że ja mam ustępować Misiowi, bo jest młodszy ode mnie, młodszym się ustępuje, prawda? - prawda .. -no więc teraz Ty musisz mi ustąpić, bo ja jestem młodsza od Ciebie... przecież mówisz, że trzeba przestrzegać zasad... - ale córcia proszę ... -mama!! sama tak mi mówiłaś, prawda? otworzyłam usta... zatkało mnie, następnym razem musze uważać na to co mówię... mam inteligentne dziecko ;) ustąpiłam... 

... odp. do Tereni-m

dziś była u nas w zakładzie pewna pani opowiadała o swoim synu, który nie może znależć pracy po studiach (jest w podobnej sytuacji do mnie) i rodzice postanowili otworzyć mu jakiś sklep zoologiczny, żeby miał co robić... czyli będzie sprzedawcą... a to znaczy, że ja aż tak źle nie wylądowałam... bo sprzedawca niewiele odbiega od fryzjera ;)

tęsknię

tęsknię za rozmowami z pewną osobą... była szurnięta, często kłóciliśmy się, ale potem już z nikim nie rozmawiało mi się tak jak z tą osobą... ...pomimo, że pod koniec naszej znajomości rozmowy nam się nie kleiły, wyczekuję chwili gdy znowu się do mnie odezwie...  ...tęsknię za inteligentną rozmową... strasznie męczy mnie przebywanie w towarzystwie  osób w pracy, kobieta z która pracuje jest idiotką i działa mi na nerwy... nie cierpię z nią rozmawiać...

mama mojej koleżanki...

natknęłam się na nią w zakładzie...  potraktowała mnie odrobinę protekcjonalnie... podkreśliła kilkakrotnie, że Kinia(jej córka, a moja koleżanka ze studiów) robi straszną karierę w Waarszaaawieee, pracuje w jakimś dużym biurze rachunkowym jako księgowa i niedługo będzie przystępować do egzaminu uprawniającego ją do otworzenia samodzielnego biura rachunkowego(do tego egzaminu ja się kiedyś przymierzałam, ale mi nie wyszło bo nie miałam wymaganego 2 letniego doświadczenia w firmie prowadzącej księgi handlowe, a żadna firma z kolei nie chciała mnie zatrudnić, bo nie miałam tego w/w egzaminu, moje doświadczenie było "marne", bo nie prowadziłam wcześniej tych cholernych ksiąg, a teoria to nie wszystko i koło się zamyka...) mama mojej koleżanki też jest fryzjerką, kiedy zapytałam co robią jej pozostałe córki, czy nie idą w jej ślady (bo wiem, że tak jak ja nie mają pracy) strasznie się oburzyła podkreślając, że one mają wyższe wykształcenie i nie będą się babrać w cudzych brudach.

sukcesy i porażki...

...dziś zadzwoniła do zakładu dziewczyna z podziękowaniami dla mnie, wczoraj robiłam jej "generalny remont" czyli: styling, baleyage i strzyżenie- wyszła zupełnie odmieniona, ale miałam wrażenie, że jest niezadowolona (bo to typ takiej szarej myszki, która całe życie hodowała włosy, używała ziołowych szamponów i nic poza tym... pełna natura ;)) podkreślała, że nie chce szopy na głowie itd. wczoraj byłam pewna, że spieprzyłam jej fryzurę i wyszła załamana... nawet w nocy nie mogłam spać, bo myślałam o niej... a tu proszę...  widocznie ktoś jej dziś pochwalił tą fryzurę i uświadomił, że teraz świetnie wygląda...

nie chcę

w zasadzie nie chce mi się tu pisać, ale piszę, choć czasem czuję się jak szmata piorąc własne brudy publicznie...  początkowo pisanie bloga mnie "oczyszczało", a teraz przyprawia o wyrzuty sumienia...  między mną i mężem jest nijako, obco, czasem wrogo, ale z pewnością nie jest ciepło... on nie chce rozwodu, ale mnie chyba też nie chce, w zasadzie to nie wiem czego chce, z pewnością nie chce opuszczać dzieci i tego domu... ... nadal nie wiem na czym stoję... zazdroszczę ludziom, którzy są szczęśliwi, czasem nawet jestem na nich zła za to, że oni szczebioczą, uśmiechają się do siebie, całują, a ja nie mogę, ja czuję się udręczona swoim związkiem... i nie mogę mieć tego co oni(miłości?sama nie wiem)  dopadł mnie znowu kryzys "kobiety przed 30-stką", znowu dręczy mnie poczucie straconego czasu i żal że już nigdy nie będę mieć 18-stu lat i nigdy nie przeżyję tych wszystkich wspaniałych rzeczy, które doświadczają młode dziewczątka tryskające życiem energią i optymizmem.

nadzieja..

wciąż mam nadzieję, że ktoś mnie kocha tylko jest gdzieś daleko i się nie znamy...  i wciąz mam nadzieję, że kiedyś się spotkamy i poznamy...  takie i inne strasznie głupie myśli kołaczą mi się w głowie... żyję jakimiś marzeniami... w zasadzie sama nie wiem na co ja właściwie liczę, ale każdy potrzebuje mieć jakąś nadzieję by przetrwać te trudne chwile...  tonący brzytwy się chwyta... mi przeszła trochę złość na męża(bo jestem popieprzona-raz go kocham a raz nienawidzę) ale to i tak nie ma znaczenia, bo on chce być coraz dalej ode mnie...  jest w tym domu, ale nie ze mną... przykre...

wypływam na szerokie wody...

w poniedziałek mam zastąpić w pewnym zakładzie pewną fryzjerkę, która bierze urlop i jak mi dobrze pójdzie zostanę tam na dłużej...  trochę się boję, bo będę tam na samodzielnym stanowisku, bez pomocy(no bo kto by pomagał konkurencji) no i na tzw. świeczniku, czuję się trochę tak jakbym głowę wkładała w paszczę lwa...  pisałam już wcześniej o tabletkach uspokajaących, które kupiłam... nie biorę ich jednak na razie(bo wystraszyłam się skutków ubocznych), nerwy koję podjadając coś ciągle z lodówki(znowu przytyję- nie cieszy mnie to zbytnio, ale nie umiem albo nie chcę się powstrzymać...) czyżby bulimia?

mieszkanie mojej babci...

...nie mogę teraz liczyc na pomoc moich rodziców, bo zajęli się remontem mieszkania mojej babci, chcą je wynająć dla studentów, żeby zarobić na czynsz i lekarstwa dla babci... moja rodzina zazwyczaj była bardzo zgodna, żadnych kłotni i sporów, ale zauważyłam, że z tym mieszkaniem nie pójdzie im tak gładko, babcia jeszcze żyje, a tu już niektórzy dzielą skórę na niedźwiedziu, bo mają problem co będzie z tym mieszkaniem po jej śmierci: ciotka B nie chce go stracić, ale nie chce też spłacić pozostałych spadkobierców, chce żeby było wspólne, a ona się nim chyba zajmie, będzie je sobie wynajmować itd. no i może się podzieli pieniędzmi z wynajmu... ... a ja i tak wiem, że takie wchodzenie w spółki rodzinne jeszcze nikomu nie wyszło na dobre, bo zawsze ktoś do kogoś o coś będzie mieć pretensje(ale to ich sprawa...)  ...ludzie są różni(kolorowi i podłużni) ale kiedy w grę wchodzą pieniądze, to wtedy pokazują swoje prawdziwe oblicza...

mam wolne...

dziś niestety nie było mnie w pracy... cieszę się, bo mogłam bez pospiechu, spokojnie odwieźć dziś Żabcię do przedszkola ze wszystkimi mandołami i szpargałkami, nadrobić trochę domowych obowiązków i smucę się, bo podobno dziś w zakładzie był straszny kocioł rano(czyli bardzo długa kolejka) i pewnie trochę bym zarobiła(gdybym była w pracy:(  a dlaczego dziś nie poszłam do pracy? bo mój mąż znalazł pracę, a ja zamiast się cieszyć, jestem niezadowolona, bo znalazł ją w ciągu kilku godzin(po tym jak się pokłóciliśmy o to, że nic nie robi w domu i ja po powrocie z pracy muszę robic wszystko to co robiłam nie pracując, a on mi niewiele pomaga... powiedziałam mu, że gdyby pracował nie miałabym do niego pretensji, a on na to:  tak? to ja dzwonię do stolarni , zadzwonił i dostał pracę w ciągu kilku minut, ale byle jaką, poza Lublinem, chciał mi zabrać samochód, bo musi dojeżdżać(tak jakbym ja nie musiała dojeżdzać?) i teraz jest spór o samochód, kto będzie nim jeździł i kto będzie odwoził i zab

satysfakcja...

mam wspaniałe dzieci, z głodu nie umieram, mam gdzie mieszkać, w zasadzie dla niektórych to istna sielanka... ale mnie moje życie nie satysfakcjonuje, czuję ciągły niedosyt czegoś(miłości? nie wiem...)  tęsknię za niektórymi osobami z przeszłości- pewnie pozmieniały się i mają mnie w nosie, ale ja mam w głowie jakieś wyobrażenie o pewnych osobach, (które teraz z pewnością są inne) i czuję potrzebę kontaktu z kimś przyjaznym mojej osobie, z kim mogłabym tak bez emocji porozmawiać(może przytulić się), mam wrażenie, że gdybym kogoś takie spotkała to rozbeczałabym się, przyniosłoby mi to ulgę i byłoby mi dobrze...  przecież to by nic nie zmieniło, ale... czuję potrzebę bliskości psychicznej i jakiegoś wsparcia duchowego (mam je w mamie, ale moja mama nie jest osobą obiektywną i zbyt emocjonalnie podchodzi do wszystkiego, przy niej muszę uważać na to co mówię i jak to mówię, nie mogę płakać, a ja chciałabym nie musieć panować nad sobą...) stałam się za bardzo nerwowa i dziś kupiłam sobie śr

złe dni...

ostatnio mam gorsze dni... nic mi nie wychodzi, nie radzę sobie w pracy, nie radzę sobie w domu... wszystko mnie przerasta... dziś mąż miał do mnie pretensje, że odkąd poszłam do pracy wszystko przewróciło się do góry nogami i oboje nie nadążamy z obowiązkami... ja mam wyrzuty sumienia, że zaniedbuję dzieci i dom... nie czuję się też na siłach by pracować samodzielnie...  ...dziś strzygłam dziewczynę i nie byłam z tego strzyżenia zadowolona, zdenerwowałam się i koniec, ręce zaczęły mi drżeć, chaotycznymi ruchami modelowałam jej włosy, bo nie chciały się ułożyć... w sumie przecież łysa nie wyszła, ale efekt był inny niż chciałam... chyba za bardzo przejmuję się tym co robię, za bardzo się staram i wtedy fryzura wychodzi mi jeszcze gorzej... ...a potem miałam klientkę, na której mi nie zależało i nie przykładałam się specjalnie, a wyszło mi o wiele lepiej, klientka była strasznie zadowolona...  ...chyba muszę zacząc brać coś na nerwy, bo inaczej psychicznie nie wytrzymam, albo powycinam

rozwód (po włosku?? nie, po mojemu...)

kiedyś namawiałam kuzynkę mającą straszne kłopoty małżeńskie na rozwód, udowadniając jej, że to będzie lepsze dla niej i dla dzieci... a teraz sama nie mam na to odwagi... rozważałam od dawna to czy lepiej dla mnie i dla dzieci będzie żyć z nim(z mężem) czy bez niego... ...podobno mówi się, że szczęśliwsza mama to szczęśliwsze dzieci, a ja wyładowuję czasem złość na dzieciach kiedy jestem zła na niego, bo mam wtedy dla nich mniej cierpliwości...  ...kiedy jesteśmy sami(ja i dzieci) jestem spokojniejsza i opanowana, lepsza, ale...  kiedy wczoraj nie było męża dłużej w domu, dzieci ciągle o niego pytały, Miś ciągle wyglądał przez okno i wołał  tata!!  widząc jakiegoś mężczyznę spacerującego z dzieckiem lub z pieskiem...  ...serce mi się rozżaliło, zdałam sobie sprawę, że zrobiłabym im krzywdę zabierając im ojca(bo rozwód właśnie na tym by polegał i wtedy obydwoje sterczeli by w oknie wypatrując czy gdzieś nie idzie)...  ...odkąd poszłam do szkoły, a teraz do pracy, spędzam z nimi coraz m

w salonie fryzjerskim...

jeśli dłużej posiedzę bezczynnie w tym towarzystwie, w zakładzie to zwariuję albo zostanę filozof'ką...  po dzisiejszym dniu w zakładzie przyszło mi do głowy: wniosek 1: fryzjer to...stylista, psychoterapeuta, spowiednik, pocieszyciel, lekarz, itd itp... (nie sądziłam, że kiedyś będę musiała pełnić tyle ról jednocześnie...) wniosek 2: kobiety są głupie(ze mną na czele)... czasem wydawało mi się, że to ja jestem nienormalna, że mi odbija, ale obserwując osoby przewijające się przez zakład dochodzę do wniosku, że takich jak ja jest więcej, dodałabym nawet, że niektóre są bardziej szurnięte ode mnie, szkoda tylko, że muszę z nimi pracować lub obcować(chwilowo)... kobiety(fryzjerki) z nudów dokuczają sobie nawzajem, a poza tym plotą i wyprawiają niesamowite głupoty, a ja choć nie chcę tego robić też poddaję się temu trendowi nieświadomie i sama jestem na siebie zła z tego powodu... a klientki? nawet nie zdajecie sobie kobietki sprawy z tego co wy wygadujecie siedząc na fotelach fryzjer

skok w dorosłość...

mam już prawie 30 lat a .... boję się być dorosła.... rodzice uczynili mnie kaleką, przez swoją nadopiekuńczość... a teraz nagle mama namawia mnie na to, żebym już teraz samodzielnie stanęła przy stanowisku i pracowała razem z tymi małpami, z którymi mam pracować...  a ja się boję, bo przecież wciąż jeszcze popełniam błędy, wielu rzeczy nie umiem, mam ruchy ślimaka, itd.- a to będzie tylko temat do ich kolejnych żartów i drwin na mój temat, których już teraz mi nie oszczędzają...  a potem mama mi każe iść do właścicieli pewnej kamienicy, pisać jakieś pisma i upominać się " o swoje ", a ja nie umiem i nie chcę się kłócić z jakimiś starymi pokręcownymi dziadkami... chyba jestem za słaba psychicznie na to by wejść w końcu w dorosłe życie... znowu czuję się jak mała dziewczynka w tłumie ludzi wciąż mnie popychających... jestem nienormalna?

jajecznica ze strusiego jaja...

odpowiadając na pytanie akali(niki), opiszę wrażenia z konsupcji tej jajecznicy... jajecznica była niezła... w zasadzie niewiele różniła się od tej z kurzych jajek, żółtko jest dokładnie takie samo i smakuje tak samo, natomiast białko jest takie trochę przezroczyste nawet po usmażeniu o konsystencji bardzo gęstego kiesielku... ogólnie taka jajecznica jest delikatniejsza w smaku...  ...zrobiliśmy sobie z tego jajka wydmuszkę, ale żeby przewiercić dziurki, musielismy użyć wiertarki... a kiedy dmuchaliśmy na zmianę, żeby wydobyć ponadkilogramową zawartość, mąż stwierdził w pewnym momencie, że nie da już rady, bo oczy mu wyjdą z orbit i bolą go od dmuchania...

podejrzenia

cytuję kawałek tekstu, który napisałam gdzie indziej kilka dni temu: znowu mnie coś dopadło, kiszę się w domowych piernatach, smarkam na wszytkich.... a mąż ciągle mi przypomina, żebym nie pozwalała Misiowi pić herbaty z mojej szklanki, bo go zakażę.... gdzieś słyszałam, że gdy człowiek jest szczęśliwy, wesoły to wydziela mu się jakiś hormon wzmacniający odporność, w niektórych przypadkach nawet uzdrawiający... że ludzie pogodni, aktywni, zadowoleni z życia są zdrowsi i lżej przechodzą nawet najcięższe choroby... ...tak się zastanawiam czy to, że ostanio tak często choruję wynika z tego, że jestem nieszczęśliwa?? PS. kiedyś będąc dzieckiem dużo chorowałam, a mój ŚP dziadek powiedział do rodziców, że mi przejdzie to chorowanie gdy się zakocham... i przeszło... a teraz się odnawia... coś jednak w tym jest....  zaczynam podejrzewać, że całe to moje chorowanie i te wszystkie rozsterki zawodowe wynikają z faktu, iż panicznie się boję i zaczynam histeryzować... przed egzaminem... od lat w ch

duma

do pracowni fryzjerskiej przyszła pani prowadząca zajęcia w naszej szkole(na kursie dla handlowców), poprosiła naszą szefową o obcięcie włosów (bo bała się siadać na fotel do którejś z kursantek), ale szefowa kazała mi wcześniej umyć jej głowę... ...myjąc jej włosy chciałam klientce "uprzyjemnić" czas i masując jej głowę trochę "pogawędzić", zapytałam więc: czego uczy na tym kursie?... a ona na to: - wie pani ja jestem t e c h n i k i e m ekonomistą, uczę na kursie dla h a n d l o w c ó w zagadnień ekonomicznych... powiedziała z wyższością w głosie i takim tonem jakbym nie wiedziała co to ekonomia, a technik i handlowiec to już szczyt wykształcenia, a ja jestem zwykłą f r y z j e r k ą... ... aż cisnęło mi się na usta:  a tą głowę to pani myje księgowa po rachunkowości i finansach i mgr inż. zarządzania i marketingu ... dalszej części rozmowy nie będę nawet przytaczać, bo nie warto... ...debilka... ...przypomniało mi się jak na innych zajęciach też pewna pani powied

bliźniaki....???

moje dzieci zachowują się jak bliżniaki, choć między nimi jest 2,5 roku różnicy...  dziś miałam problem, bo robiłam na obiad naleśniki normalne(jajka, mleko, mąka itd.) i nie zdążyłam jeszcze zrobić dietetycznych dla synka(jest alergikiem)... i no była awantura, bo synek chciał jeść koniecznie te z jajakami i mlekiem, a kiedy zaczełam smażyć na dwie patelnie(jedne dla synka, drugie dla męża i córki), to córka zezłościła się, bo chciała tego co ma Miś, czyli bez jajek i mleka (a ja zdążyłam dopiero zrobić jednego dietetycznego....) a wczoraj kupiliśmy w hipermarkecie dzieciom samochodziki (taki szajs po 2 zł, ale zawsze to jakaś przyjemnośc dla dziecka): synek dostał ciężarówkę z czerwoną przyczepką, a córcia identyczny, tylko zamiast przyczepki była obrotowa, rozkładana drabina strażacka(ten był nawet fajnieszy, bo rozkładany) ale też była awantura.... bo ona chciała taki jak ma Miś... i tak jest codziennnie.... przecież oni nie są bliżniakami-różnica wieku jest za duża....  ja chyba o

powitanie

blog jaki jest każdy widzi.... a propos komentarzy w poprzedniej notce : nie ma sensu, żebym sama siebie opisywała, bo będzie to spojrzenie subiektywne na moją osobę, może trochę lukrowane, egocentryczne, itp... jak ktoś chce wiedzieć jaka jestem- niech czyta tego bloga, a jeśli go to nie interesuje to nie, blogów jest dużo w internecie-każdy zawsze znajdzie coś dla siebie...

to nie ja...

1-sza notka nie będzie wyjątkowo interesująca i błyskotliwa, bo to nie jest mój pierwszy blog... i pewnie nie ostatni... z pewnego względu często przenoszę się z miejsca na miejsce(nie lubię gdy mój mąż czyta to co piszę i zawsze gdy mam dość jego złośliwych uwag na temat mojego bloga czyli zajęcia infantylnego, zmywam się ...

zła

chodzę po pokoju w tą i z powrotem, nie mogę sobie znależć miejsca, w końcu siadam na łóżku gryząc palce... córcia biega, krzyczy, zaczepia mnie, szarpie za ręce i za głowę, chce się bawić... ja : -kochanie przestań... córcia:  -chodź się powygłupiamy, mamuś...  ja:- nie córcia :ale chodź proszę cię... ja : przestań! nie mogę jestem bardzo zdenerwowana, pobaw sie sama albo z Misiem... córcia : a na kogo jesteś zła? na mnie? ja :nie cócia : na tatę? ja :nie, na pewnego pana... córcia : na którego? na tego który chce nam zabrać domek?  ja : tak kochanie... daj już mamusi spokój... córcia : to ja pójdę pomalować i będę cichutko... nie martw się mamusiu wszystko będzie dobrze, nasz tata zwycięży tego złego pana... mam kochane dzieci, a sama jestem złą matką...

zastój

nic się nie dzieje... nudy... czekamy nie wiadomo na co... nie chcę by wracał i jednocześnie strasznie go pragnę...  to chore...  jestem nienormalna? w nocy męczy mnie bezsenność, a w dzień zmęczenie z niewyspania... coraz wiecej czasu spędzam przy komuterze zabijając w ten sposób czas, szukając rozmów z kimś przyjaznym i inteligentnym, ale zazwyczaj trafiam na nastoletnich "masturbatorów"(wcześniej nawet nie przypuszczałam co nastolatki mogą robić w porze nocnej, w necie...)