podejrzenia

cytuję kawałek tekstu, który napisałam gdzie indziej kilka dni temu:
znowu mnie coś dopadło, kiszę się w domowych piernatach, smarkam na wszytkich.... a mąż ciągle mi przypomina, żebym nie pozwalała Misiowi pić herbaty z mojej szklanki, bo go zakażę....

gdzieś słyszałam, że gdy człowiek jest szczęśliwy, wesoły to wydziela mu się jakiś hormon wzmacniający odporność, w niektórych przypadkach nawet uzdrawiający... że ludzie pogodni, aktywni, zadowoleni z życia są zdrowsi i lżej przechodzą nawet najcięższe choroby...

...tak się zastanawiam czy to, że ostanio tak często choruję wynika z tego, że jestem nieszczęśliwa??

PS. kiedyś będąc dzieckiem dużo chorowałam, a mój ŚP dziadek powiedział do rodziców, że mi przejdzie to chorowanie gdy się zakocham... i przeszło... a teraz się odnawia...
coś jednak w tym jest.... 


zaczynam podejrzewać, że całe to moje chorowanie i te wszystkie rozsterki zawodowe wynikają z faktu, iż panicznie się boję i zaczynam histeryzować... przed egzaminem...

od lat w chwilach zagrożenia, strachu, uczuciu osamotnienia, gdy rodzice wiecznie pracowali i widywałam ich praktycznie co któryś weekend, zapadałam się w autentyczne choroby... zapalenia gardła, płuc, uszu, anginy... itp... to chyba miało podłoże psychosomatyczne( w psychologa się zabawiłam) 

rozmawiałam wczoraj z mamą, pytałam ją o radę czy mam iść na ten egzamin czeladniczy w lipcu?? tak na prawdę to chciałam usłyszeć, że nie 
...chciałam, żeby uwolniła mnie od tego przymusu, który czuję nad głową... a ona mi na to, że przecież zdawałam w życiu o wiele ważniejsze egzaminy, że ten to pestka w porównaniu z poprzednimi... że nie mam się czym przejmować... 
-mamo ja tak strasznie dużo egzaminów mam za sobą i tak strasznie dużo nerwów mnie one kosztowały, ja mam już dość... do egzaminu jeszcze miesiąc, a ja już się denerwuję i nie śnię po nocach, że modelka nie dojechała lub coś w tym stylu... zresztą nie czuję się na siłach, bo nie umiem wszystkiego i w ciągu tego miesiąca nie zdążę się nauczyć... ja już nie chcę nic nigdy zdawać... 
-rób jak chcesz, sama musisz zdecydować...
i tak mnie uwolniła od decydowania... to aż do niej niepodobne, bo to ona zawsze chciała za mnie o wszystkim decydować, na ten kurs też ona mnie zachęciła...

ogarnia mnie panika, bo instruktorka chce w tym tygodniu wiedzieć ile z nas zdaje i pewnie będzie to brać pod uwagę przy egzaminie wewnętrznym... 

Popularne posty z tego bloga

stanowcza mama...

depresyjna malkontentka

zjazd absolwentów