mama mojej koleżanki...

natknęłam się na nią w zakładzie... 
potraktowała mnie odrobinę protekcjonalnie... podkreśliła kilkakrotnie, że Kinia(jej córka, a moja koleżanka ze studiów) robi straszną karierę w Waarszaaawieee, pracuje w jakimś dużym biurze rachunkowym jako księgowa i niedługo będzie przystępować do egzaminu uprawniającego ją do otworzenia samodzielnego biura rachunkowego(do tego egzaminu ja się kiedyś przymierzałam, ale mi nie wyszło bo nie miałam wymaganego 2 letniego doświadczenia w firmie prowadzącej księgi handlowe, a żadna firma z kolei nie chciała mnie zatrudnić, bo nie miałam tego w/w egzaminu, moje doświadczenie było "marne", bo nie prowadziłam wcześniej tych cholernych ksiąg, a teoria to nie wszystko i koło się zamyka...)

mama mojej koleżanki też jest fryzjerką, kiedy zapytałam co robią jej pozostałe córki, czy nie idą w jej ślady (bo wiem, że tak jak ja nie mają pracy) strasznie się oburzyła podkreślając, że one mają wyższe wykształcenie i nie będą się babrać w cudzych brudach... 
strasznie głupio się poczułam... poczułam się taka nijaka, malutka... 
nie oszukam sama siebie, to będzie się ciągnęło za mną cały czas...
mogę sobie swojego mgr inż. wsadzić w d... i zazdrościć koleżankom, że robią karierę w Waaarszaaawie... 

wróciłam do domu i popłakałam się, jęcząc, że nic mi się nie udało ani małżeństwo, ani tzw. kariera zawodowa...
a moja mama zamiast mnie pocieszyć, zbeształa mnie twierdząc, że mam się nie użalać nad sobą, bo dzieci mi się udały... 
wcale mi to nie pomogło, bo nie należę do osób, które po opieprzeniu biorą się w garść i podnoszą z dołka...

a wieczorem przyczepiłam się do męża, że mnie nie kocha... 

to depresja... ?

Popularne posty z tego bloga

stanowcza mama...

depresyjna malkontentka

zjazd absolwentów