Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2004

podejrzenia

cytuję kawałek tekstu, który napisałam gdzie indziej kilka dni temu: znowu mnie coś dopadło, kiszę się w domowych piernatach, smarkam na wszytkich.... a mąż ciągle mi przypomina, żebym nie pozwalała Misiowi pić herbaty z mojej szklanki, bo go zakażę.... gdzieś słyszałam, że gdy człowiek jest szczęśliwy, wesoły to wydziela mu się jakiś hormon wzmacniający odporność, w niektórych przypadkach nawet uzdrawiający... że ludzie pogodni, aktywni, zadowoleni z życia są zdrowsi i lżej przechodzą nawet najcięższe choroby... ...tak się zastanawiam czy to, że ostanio tak często choruję wynika z tego, że jestem nieszczęśliwa?? PS. kiedyś będąc dzieckiem dużo chorowałam, a mój ŚP dziadek powiedział do rodziców, że mi przejdzie to chorowanie gdy się zakocham... i przeszło... a teraz się odnawia... coś jednak w tym jest....  zaczynam podejrzewać, że całe to moje chorowanie i te wszystkie rozsterki zawodowe wynikają z faktu, iż panicznie się boję i zaczynam histeryzować... przed egzaminem... od lat w ch

duma

do pracowni fryzjerskiej przyszła pani prowadząca zajęcia w naszej szkole(na kursie dla handlowców), poprosiła naszą szefową o obcięcie włosów (bo bała się siadać na fotel do którejś z kursantek), ale szefowa kazała mi wcześniej umyć jej głowę... ...myjąc jej włosy chciałam klientce "uprzyjemnić" czas i masując jej głowę trochę "pogawędzić", zapytałam więc: czego uczy na tym kursie?... a ona na to: - wie pani ja jestem t e c h n i k i e m ekonomistą, uczę na kursie dla h a n d l o w c ó w zagadnień ekonomicznych... powiedziała z wyższością w głosie i takim tonem jakbym nie wiedziała co to ekonomia, a technik i handlowiec to już szczyt wykształcenia, a ja jestem zwykłą f r y z j e r k ą... ... aż cisnęło mi się na usta:  a tą głowę to pani myje księgowa po rachunkowości i finansach i mgr inż. zarządzania i marketingu ... dalszej części rozmowy nie będę nawet przytaczać, bo nie warto... ...debilka... ...przypomniało mi się jak na innych zajęciach też pewna pani powied

bliźniaki....???

moje dzieci zachowują się jak bliżniaki, choć między nimi jest 2,5 roku różnicy...  dziś miałam problem, bo robiłam na obiad naleśniki normalne(jajka, mleko, mąka itd.) i nie zdążyłam jeszcze zrobić dietetycznych dla synka(jest alergikiem)... i no była awantura, bo synek chciał jeść koniecznie te z jajakami i mlekiem, a kiedy zaczełam smażyć na dwie patelnie(jedne dla synka, drugie dla męża i córki), to córka zezłościła się, bo chciała tego co ma Miś, czyli bez jajek i mleka (a ja zdążyłam dopiero zrobić jednego dietetycznego....) a wczoraj kupiliśmy w hipermarkecie dzieciom samochodziki (taki szajs po 2 zł, ale zawsze to jakaś przyjemnośc dla dziecka): synek dostał ciężarówkę z czerwoną przyczepką, a córcia identyczny, tylko zamiast przyczepki była obrotowa, rozkładana drabina strażacka(ten był nawet fajnieszy, bo rozkładany) ale też była awantura.... bo ona chciała taki jak ma Miś... i tak jest codziennnie.... przecież oni nie są bliżniakami-różnica wieku jest za duża....  ja chyba o

powitanie

blog jaki jest każdy widzi.... a propos komentarzy w poprzedniej notce : nie ma sensu, żebym sama siebie opisywała, bo będzie to spojrzenie subiektywne na moją osobę, może trochę lukrowane, egocentryczne, itp... jak ktoś chce wiedzieć jaka jestem- niech czyta tego bloga, a jeśli go to nie interesuje to nie, blogów jest dużo w internecie-każdy zawsze znajdzie coś dla siebie...

to nie ja...

1-sza notka nie będzie wyjątkowo interesująca i błyskotliwa, bo to nie jest mój pierwszy blog... i pewnie nie ostatni... z pewnego względu często przenoszę się z miejsca na miejsce(nie lubię gdy mój mąż czyta to co piszę i zawsze gdy mam dość jego złośliwych uwag na temat mojego bloga czyli zajęcia infantylnego, zmywam się ...