satysfakcja...

mam wspaniałe dzieci, z głodu nie umieram, mam gdzie mieszkać, w zasadzie dla niektórych to istna sielanka... ale mnie moje życie nie satysfakcjonuje, czuję ciągły niedosyt czegoś(miłości? nie wiem...) 

tęsknię za niektórymi osobami z przeszłości- pewnie pozmieniały się i mają mnie w nosie, ale ja mam w głowie jakieś wyobrażenie o pewnych osobach, (które teraz z pewnością są inne) i czuję potrzebę kontaktu z kimś przyjaznym mojej osobie, z kim mogłabym tak bez emocji porozmawiać(może przytulić się), mam wrażenie, że gdybym kogoś takie spotkała to rozbeczałabym się, przyniosłoby mi to ulgę i byłoby mi dobrze... 
przecież to by nic nie zmieniło, ale...
czuję potrzebę bliskości psychicznej i jakiegoś wsparcia duchowego (mam je w mamie, ale moja mama nie jest osobą obiektywną i zbyt emocjonalnie podchodzi do wszystkiego, przy niej muszę uważać na to co mówię i jak to mówię, nie mogę płakać, a ja chciałabym nie musieć panować nad sobą...)

stałam się za bardzo nerwowa i dziś kupiłam sobie środki uspokajające, nie chciałam ich brać bo wiem, że jak już się z nimi zacznie, to potem trzeba sięgać po coraz silniejsze tabletki... ale nie mam wyjścia, muszę, bo już nie panuję nad sobą... 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

stanowcza mama...

depresyjna malkontentka

zjazd absolwentów