Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2004

satysfakcja...

mam wspaniałe dzieci, z głodu nie umieram, mam gdzie mieszkać, w zasadzie dla niektórych to istna sielanka... ale mnie moje życie nie satysfakcjonuje, czuję ciągły niedosyt czegoś(miłości? nie wiem...)  tęsknię za niektórymi osobami z przeszłości- pewnie pozmieniały się i mają mnie w nosie, ale ja mam w głowie jakieś wyobrażenie o pewnych osobach, (które teraz z pewnością są inne) i czuję potrzebę kontaktu z kimś przyjaznym mojej osobie, z kim mogłabym tak bez emocji porozmawiać(może przytulić się), mam wrażenie, że gdybym kogoś takie spotkała to rozbeczałabym się, przyniosłoby mi to ulgę i byłoby mi dobrze...  przecież to by nic nie zmieniło, ale... czuję potrzebę bliskości psychicznej i jakiegoś wsparcia duchowego (mam je w mamie, ale moja mama nie jest osobą obiektywną i zbyt emocjonalnie podchodzi do wszystkiego, przy niej muszę uważać na to co mówię i jak to mówię, nie mogę płakać, a ja chciałabym nie musieć panować nad sobą...) stałam się za bardzo nerwowa i dziś kupiłam sobie śr

złe dni...

ostatnio mam gorsze dni... nic mi nie wychodzi, nie radzę sobie w pracy, nie radzę sobie w domu... wszystko mnie przerasta... dziś mąż miał do mnie pretensje, że odkąd poszłam do pracy wszystko przewróciło się do góry nogami i oboje nie nadążamy z obowiązkami... ja mam wyrzuty sumienia, że zaniedbuję dzieci i dom... nie czuję się też na siłach by pracować samodzielnie...  ...dziś strzygłam dziewczynę i nie byłam z tego strzyżenia zadowolona, zdenerwowałam się i koniec, ręce zaczęły mi drżeć, chaotycznymi ruchami modelowałam jej włosy, bo nie chciały się ułożyć... w sumie przecież łysa nie wyszła, ale efekt był inny niż chciałam... chyba za bardzo przejmuję się tym co robię, za bardzo się staram i wtedy fryzura wychodzi mi jeszcze gorzej... ...a potem miałam klientkę, na której mi nie zależało i nie przykładałam się specjalnie, a wyszło mi o wiele lepiej, klientka była strasznie zadowolona...  ...chyba muszę zacząc brać coś na nerwy, bo inaczej psychicznie nie wytrzymam, albo powycinam

rozwód (po włosku?? nie, po mojemu...)

kiedyś namawiałam kuzynkę mającą straszne kłopoty małżeńskie na rozwód, udowadniając jej, że to będzie lepsze dla niej i dla dzieci... a teraz sama nie mam na to odwagi... rozważałam od dawna to czy lepiej dla mnie i dla dzieci będzie żyć z nim(z mężem) czy bez niego... ...podobno mówi się, że szczęśliwsza mama to szczęśliwsze dzieci, a ja wyładowuję czasem złość na dzieciach kiedy jestem zła na niego, bo mam wtedy dla nich mniej cierpliwości...  ...kiedy jesteśmy sami(ja i dzieci) jestem spokojniejsza i opanowana, lepsza, ale...  kiedy wczoraj nie było męża dłużej w domu, dzieci ciągle o niego pytały, Miś ciągle wyglądał przez okno i wołał  tata!!  widząc jakiegoś mężczyznę spacerującego z dzieckiem lub z pieskiem...  ...serce mi się rozżaliło, zdałam sobie sprawę, że zrobiłabym im krzywdę zabierając im ojca(bo rozwód właśnie na tym by polegał i wtedy obydwoje sterczeli by w oknie wypatrując czy gdzieś nie idzie)...  ...odkąd poszłam do szkoły, a teraz do pracy, spędzam z nimi coraz m

w salonie fryzjerskim...

jeśli dłużej posiedzę bezczynnie w tym towarzystwie, w zakładzie to zwariuję albo zostanę filozof'ką...  po dzisiejszym dniu w zakładzie przyszło mi do głowy: wniosek 1: fryzjer to...stylista, psychoterapeuta, spowiednik, pocieszyciel, lekarz, itd itp... (nie sądziłam, że kiedyś będę musiała pełnić tyle ról jednocześnie...) wniosek 2: kobiety są głupie(ze mną na czele)... czasem wydawało mi się, że to ja jestem nienormalna, że mi odbija, ale obserwując osoby przewijające się przez zakład dochodzę do wniosku, że takich jak ja jest więcej, dodałabym nawet, że niektóre są bardziej szurnięte ode mnie, szkoda tylko, że muszę z nimi pracować lub obcować(chwilowo)... kobiety(fryzjerki) z nudów dokuczają sobie nawzajem, a poza tym plotą i wyprawiają niesamowite głupoty, a ja choć nie chcę tego robić też poddaję się temu trendowi nieświadomie i sama jestem na siebie zła z tego powodu... a klientki? nawet nie zdajecie sobie kobietki sprawy z tego co wy wygadujecie siedząc na fotelach fryzjer

skok w dorosłość...

mam już prawie 30 lat a .... boję się być dorosła.... rodzice uczynili mnie kaleką, przez swoją nadopiekuńczość... a teraz nagle mama namawia mnie na to, żebym już teraz samodzielnie stanęła przy stanowisku i pracowała razem z tymi małpami, z którymi mam pracować...  a ja się boję, bo przecież wciąż jeszcze popełniam błędy, wielu rzeczy nie umiem, mam ruchy ślimaka, itd.- a to będzie tylko temat do ich kolejnych żartów i drwin na mój temat, których już teraz mi nie oszczędzają...  a potem mama mi każe iść do właścicieli pewnej kamienicy, pisać jakieś pisma i upominać się " o swoje ", a ja nie umiem i nie chcę się kłócić z jakimiś starymi pokręcownymi dziadkami... chyba jestem za słaba psychicznie na to by wejść w końcu w dorosłe życie... znowu czuję się jak mała dziewczynka w tłumie ludzi wciąż mnie popychających... jestem nienormalna?

jajecznica ze strusiego jaja...

odpowiadając na pytanie akali(niki), opiszę wrażenia z konsupcji tej jajecznicy... jajecznica była niezła... w zasadzie niewiele różniła się od tej z kurzych jajek, żółtko jest dokładnie takie samo i smakuje tak samo, natomiast białko jest takie trochę przezroczyste nawet po usmażeniu o konsystencji bardzo gęstego kiesielku... ogólnie taka jajecznica jest delikatniejsza w smaku...  ...zrobiliśmy sobie z tego jajka wydmuszkę, ale żeby przewiercić dziurki, musielismy użyć wiertarki... a kiedy dmuchaliśmy na zmianę, żeby wydobyć ponadkilogramową zawartość, mąż stwierdził w pewnym momencie, że nie da już rady, bo oczy mu wyjdą z orbit i bolą go od dmuchania...