mam wolne...

dziś niestety nie było mnie w pracy...
cieszę się, bo mogłam bez pospiechu, spokojnie odwieźć dziś Żabcię do przedszkola ze wszystkimi mandołami i szpargałkami, nadrobić trochę domowych obowiązków i smucę się, bo podobno dziś w zakładzie był straszny kocioł rano(czyli bardzo długa kolejka) i pewnie trochę bym zarobiła(gdybym była w pracy:( 

a dlaczego dziś nie poszłam do pracy? bo mój mąż znalazł pracę, a ja zamiast się cieszyć, jestem niezadowolona, bo znalazł ją w ciągu kilku godzin(po tym jak się pokłóciliśmy o to, że nic nie robi w domu i ja po powrocie z pracy muszę robic wszystko to co robiłam nie pracując, a on mi niewiele pomaga... powiedziałam mu, że gdyby pracował nie miałabym do niego pretensji, a on na to: tak? to ja dzwonię do stolarni, zadzwonił i dostał pracę w ciągu kilku minut, ale byle jaką, poza Lublinem, chciał mi zabrać samochód, bo musi dojeżdżać(tak jakbym ja nie musiała dojeżdzać?) i teraz jest spór o samochód, kto będzie nim jeździł i kto będzie odwoził i zabierał Żabcię z przedszkola?(bo on chce samochód, ale nie chce jeżdzić po córcię, ja mam się dogadywać z pracującymi dziadkami co do odwożenia i opieki nad Misiem), oczywiście to ja muszę się do wszystkich dostosować, bo on ma niby ważniejszą pracę, i ja muszę poprzestawiać wszystkie koleżanki z pracy(nikt się na to nie zgodzi), żebyśmy się mogli zmieniać przy Misiu, ja miałabym się spóżniać co najmniej 1,5-2 godzin do pracy i wcześniej wychodzić- całkiem fajnie? prawda? to po co ja mam w ogóle wychodzić do pracy na godzinkę czy dwie? może znowu zamknę się w domu i będę prać, sprzątać, gotować i siedzieć w internecie... nie chcę dać się znowu zamknąc w tym własnym więzieniu, ale jeśli nie będę miała wyjścia... 

Popularne posty z tego bloga

stanowcza mama...

depresyjna malkontentka

zjazd absolwentów