Postanowienia

Odkąd pamiętam to wciąż zaczynałam od nowa, w kółko coś sobie postanawiałam ale siły do spełnienia tych postanowień starczało mi w najlepszych przypadkach na kilka m-cy. W ten sposób odchudzałam się już "z pińcet razy", odchodziłam od męża ze 100 razy, planowałam nowe zawody i pomysły na nowe życie niezliczoną ilość razy(kończąc przeróżne kursy np. z robienia biżuterii). Wszystko jakoś w połowie drogi się rozpadało bo albo dochodziłam do wniosku ze np.: na tym nie zarobie albo czyjaś śmierć lub choroba, ostra awantura z mężem, tak mną wstrząsnęły ze zbierałam się tak długo aż mi przeszła chęć na cokolwiek. I tak w kółko. Mój kolega mówi ze mam bierna postawę i boje się żyć i mimo planów. W kółko wynajduje sobie preteksty i powody by zostać w swojej skorupie i nic nie zmieniać, bo ja się boje zmian, jestem tchórzem. On ma rację. Jestem strasznie tchórzliwa, żałosną osobą.
 Tym razem zrobiłam sobie takie mało spektakularne postanowienie. W myśl zasady nie przemierzaj morza dla ludzi którzy nie przeskoczyli by dla Ciebie kałuży postanawiam: przestać narzucać się i nadskakiwać ludziom, którzy zwyczajnie nie chcą przebywać w moim towarzystwie (łącznie z moja dorosła córką, która mnie nie trawi- za co? ) i będę unikać w swoim życiu ludzi, którzy mnie męczą, irytują, są źli i nastawieni do mnie w negatywny sposób. - Oczywiście w zakresię w jakim to jest możliwe (bo nie uniknę przeciez kontrolera z urzędu czy męża z którym muszę mieszkać). Tak będzie samotnie ale o wiele zdrowiej. Mam przecież kota dla którego jestem całym światem, może w tej samotności nie zwariuje...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

stanowcza mama...

depresyjna malkontentka

zjazd absolwentów