depresyjna malkontentka

Ludzie lubia wesołe osoby, otaczają się tymi którzy poprawiaja im humor i nastrój, a tacy jak ja sa spychani na bok... taki społeczny ostracyzm(podobno to nasza wina bo sami się izolujemy i nie chcemy zyć z innymi- no może i racja)
Najśmieszniejsze jest to ze ja w tym swoim maraźmie, depresji, użalaniu się nad soba żyję już tyle lat i jeszcze się nie zabiłam... no jakie to rozczarowujące -prawda? ileż można to ciągnac? to pewnie wynika z mojego lenistwa (użalam się nad sobą zeby nie musieć nic robić, a nie zabiłam się, bo tak na prawdę nie chcę umrzec, depresja to tylko przykrywka na bycie obibokiem - tak o mnie myśli mąż)... ta historia stała się nudna, a ja żałosna... mój kolega powiedział mi kiedyś ze jemu się juz nie chce do mnie gadac bo już tyle razy doradzał mi zebym coś z tym zrobiła, zmieniła, rozwiodła się a ja się go nie słucham, wiec pewnie po prostu lubię ten stan.... kurwa jakie to proste dla innych(on przeciez jest psychologiem, powinien to rozumiec chyba- nie? .... ale przecież nie ma takiego obowiązku, nie płace mu zawracając dupe przez internet ani nie jestem nikim bliskim, nie musi marnować na mnie czasu ani tym bardziej dawac mi rad, milo ze byl choc przez chwile, inni niestety nie maja dla mnie czasu)
czuję się samotnie, ale przeciez to nic nowego bo tak czuję się juz wiele lat, wiec powinnam się chyba przyzwyczaic...
dzisiaj dobił mnie fakt ze syn powiedzial ze to ojciec mial racje wyzywajac sie na mnie przy lodowce... hmm moze to jednak ze mna jest coś nie tak... do tej pory w kupie trzymała mnie myśl ze syn mnie potrzebuje, ze dla niego musze zyc, ale moze jemu tez by bylo beze mnie lepiej... moze juz nic mnie tutaj nie trzyma... moze to juz ta pora...
Polykam łzy... chyba juz nie mam nikogo zyczliwego w poblizu, chyba jestem zła osoba, nikt mnie nawet nie lubi... chyba nie powinnam żyć...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

stanowcza mama...

zjazd absolwentów