Posty

refleksje

naszły mnie refleksje w sobotni poranek(Ameryki nie odkryłam ale musze to napisać): 1. Ludzie kłamią non stop(często nie wiem po co? nie widzę sensu niektórych kłamstw). Ich kłamstwa są jak ogry czyli pod 1 warstwą kryje się kolejna warstwa, która też jest kłamstwem). Spotykam bardzo niewielu szczerych ludzi na swej drodze, ta dwulicowość zaczyna brzydzić, a ja czuje się przy nich jak naiwna idiotka. Prawdę w dzisiejszych czasach mówią chyba tylko głupcy. 2. Cierpię na prokrastynację lub zwlekanie

depresyjna malkontentka

Ludzie lubia wesołe osoby, otaczają się tymi którzy poprawiaja im humor i nastrój, a tacy jak ja sa spychani na bok... taki społeczny ostracyzm(podobno to nasza wina bo sami się izolujemy i nie chcemy zyć z innymi- no może i racja) Najśmieszniejsze jest to ze ja w tym swoim maraźmie, depresji, użalaniu się nad soba żyję już tyle lat i jeszcze się nie zabiłam... no jakie to rozczarowujące -prawda? ileż można to ciągnac? to pewnie wynika z mojego lenistwa (użalam się nad sobą zeby nie musieć nic robić, a nie zabiłam się, bo tak na prawdę nie chcę umrzec, depresja to tylko przykrywka na bycie obibokiem - tak o mnie myśli mąż)... ta historia stała się nudna, a ja żałosna... mój kolega powiedział mi kiedyś ze jemu się juz nie chce do mnie gadac bo już tyle razy doradzał mi zebym coś z tym zrobiła, zmieniła, rozwiodła się a ja się go nie słucham, wiec pewnie po prostu lubię ten stan.... kurwa jakie to proste dla innych(on przeciez jest psychologiem, powinien to rozumiec chyba- nie? .... ale

Postanowienia

Odkąd pamiętam to wciąż zaczynałam od nowa, w kółko coś sobie postanawiałam ale siły do spełnienia tych postanowień starczało mi w najlepszych przypadkach na kilka m-cy. W ten sposób odchudzałam się już "z pińcet razy", odchodziłam od męża ze 100 razy, planowałam nowe zawody i pomysły na nowe życie niezliczoną ilość razy(kończąc przeróżne kursy np. z robienia biżuterii). Wszystko jakoś w połowie drogi się rozpadało bo albo dochodziłam do wniosku ze np.: na tym nie zarobie albo czyjaś śmierć lub choroba, ostra awantura z mężem, tak mną wstrząsnęły ze zbierałam się tak długo aż mi przeszła chęć na cokolwiek. I tak w kółko. Mój kolega mówi ze mam bierna postawę i boje się żyć i mimo planów. W kółko wynajduje sobie preteksty i powody by zostać w swojej skorupie i nic nie zmieniać, bo ja się boje zmian, jestem tchórzem. On ma rację. Jestem strasznie tchórzliwa, żałosną osobą.  Tym razem zrobiłam sobie takie mało spektakularne postanowienie. W myśl zasady  nie przemierzaj morza dl

zjazd absolwentów

Wszyscy kiedyś uczestniczyliśmy lub będziemy uczestniczyć w zjeździe absolwentów szkoły lub uczelni... Trochę żałuję że nie zrobiłam tak jak moje bliższe przyjaciółki, które się nie pojawiły na imprezie(, czy one wiedziały jak to będzie? 1 raz w liceum, a potem drugi raz na uczelni- byłam "sama", tzn przyszli dalsi znajomi, ale ja się czułam z nimi nieswojo). Po pierwszych entuzjastycznych przywitaniach, wymianie informacji na temat tego co kto robi i ile ma dzieci, zapada niezręczna cisza, rozglądanie się, szukanie na siłę tematów i... jesli ktoś lubi "skuć się alkoholem" to będzie się dobrze bawić choćby z kijem od szczotki ale jeśli ktos zwyczajnie nie potrafi się upić jak ja to męczy się niemiłosiernie(przeżywalam to rok temu na zjeździe w liceum i w tym roku to samo na zjeździe absolwentów uczelni- nie wiem w ogóle dlaczego dałam się namówić i wyciągnać na ta imprezę... nigdy wiecej!)

Wirtualny świat

Kilka lat temu żyłam wirtualnym życiem bo prawdziwa rzeczywistość była dla mnie zbyt straszna i nie chciałam do niej wracać... trwało to kilka lat. W prawdziwym życiu tylko wegetowalam wypelniajac obowiązki, wiedziałam ze nie wolno mi całkiem odlecieć bo mam dzieci, wiec starałam sie to trzyma w ryzach (pralam, sprzatalam, gotowałam, odprowadzalam dzieci do szkoly, ale w każdej wolniej chwili logowalam się do gry), w pewnym sensie odcielam się mentalnie od męża i życia które mnie unieszczesliwialo... to mi chyba pomogło przerwać tyle lat w tym związku bez strzelenia sobie w łeb... Wyrwala mnie z "tego" stanu seria zdarzeń, ktore mna wstrząsnęły: śmierć taty( po ktorej postanowilam cos zmienić bo zwyczajnie nie chciałamskonczyc jak on, zaharowujac się i nie majac możliwości cieszenia się życiem), śmierć kilku bliskich osob z rodziny i moja operacja guza( idąc na nią mialam nadzieję, ze sie juz nie obudzę, ze będę nareszcie wolna i prawie tak się stało, bo w czasie narkozy był

kot

Wziełam sobie kotka, brak mi miłości i przytulania, mąż mnie nie chce, dzieci odpychają, muszę mieć kogoś do przytulania, bo oszaleję... Kotek jest chory, wymaga leczenia ale za jakiś czas będzie jak nowy :P Moja mama, na wieść ze mam kota, zaczęła lamentować ze i tak mam mnóstwo obowiązków w domu i w pracy, a dzieci ani mąż nie pomagaja mi przy sprzataniu i narzekam ze pies mi brudzi, wiec zamiast usunać psa, wzięłam kota... eh no moze trochę ma racji, ale czego się nie robi żeby poczuc trochę miłości... Wczoraj koleżanka zapytała mnie czemu spodnie mam w sierści, a gdy powiedziałam ze mam kota, skomentowała to tak samo jak mama(masakra, wiem ze mają rację... ale ja się na razie nie poddaje, walczę... chcę kota! i basta! ).

babcia

odeszła moja babcia, moja mama w zasadzie, to ona mnie wychowywała, ona się o mnie troszczyła, była chyba jedyna osoba, która we mnie szczerze wierzyła i była mi szczerze życzliwa, oddana... co ja teraz zrobię? nie mam już nikogo oprócz moich dzieci, a one przeciez niebawem odejdą do swoich przyjaciół, partnerów... zostałam sama i nie wiem co dalej? nie wiem jak mam teraz żyć?