depresyjna malkontentka
Ludzie lubia wesołe osoby, otaczają się tymi którzy poprawiaja im humor i nastrój, a tacy jak ja sa spychani na bok... taki społeczny ostracyzm(podobno to nasza wina bo sami się izolujemy i nie chcemy zyć z innymi- no może i racja) Najśmieszniejsze jest to ze ja w tym swoim maraźmie, depresji, użalaniu się nad soba żyję już tyle lat i jeszcze się nie zabiłam... no jakie to rozczarowujące -prawda? ileż można to ciągnac? to pewnie wynika z mojego lenistwa (użalam się nad sobą zeby nie musieć nic robić, a nie zabiłam się, bo tak na prawdę nie chcę umrzec, depresja to tylko przykrywka na bycie obibokiem - tak o mnie myśli mąż)... ta historia stała się nudna, a ja żałosna... mój kolega powiedział mi kiedyś ze jemu się juz nie chce do mnie gadac bo już tyle razy doradzał mi zebym coś z tym zrobiła, zmieniła, rozwiodła się a ja się go nie słucham, wiec pewnie po prostu lubię ten stan.... kurwa jakie to proste dla innych(on przeciez jest psychologiem, powinien to rozumiec chyba- nie? .... ale...